Razem z moją deklaracją w dniu dzisiejszym posypały się oskarżenia,
że to „głupkowate oświadczenie”, „prymitywna prowokacja” i że takie rzeczy
szkodzą Ruchowi Narodowemu.
Nie. Dzisiejsze me oświadczenie jest wynikiem bardzo głębokiej
refleksji nad moim dotychczasowym życiem. Szczególnie refleksją nad fundamentalnymi
błędami, które popełniłem.
Ale zacznijmy od początku. Będąc młodzieńcem zaliczałem się
do grona monarchistów. Z zapałem czytałem „Pro Fide Rege et Lege”. Zetknąłem
się z myślami Janusza Korwina-Mikkego. Ale z przyczyn ekonomicznych z nimi się
nie zgadzałem. Z drugiej trony nie chciałem mieć nic do czynienia z jakąś „bandą
łysawych gości”. Podczas studiów zacząłem tracić zapał, po podjęciu pierwszej
pracy jakiekolwiek zaangażowanie polityczne całkowicie ustało.
Drugie zaangażowanie polityczne nastąpiło w 2003 roku.
Wstąpiłem do Nowej Lewicy Piotra Ikonowicza. Ceniłem Jego zaangażowanie w pomoc
dla biednych ludzi. Niewątpliwie była to dla mnie ważna edukacyjna lekcja –
zetknąłem się, poznałem świat naprawdę biednych osób, ściganych przez
komorników, czy też „ściganych” przez życiowe błędy. Poznałem wiele ciekawych
osób, w tym Daniela Podrzyckiego z Sierpnia 80. Po Antyszczycie w kwietniu 2004
roku nasze drogi rozeszły się.
Nie był to dla mnie czas stracony, choć polityczny wymiar
Nowej lewicy nie odpowiadał mi.
W czerwcu 2004 roku przystąpiłem do Zielonych 2004.
Przekonała mnie ich polityka transportowa. Nasze drogi rozeszły się w 2007
roku. To była kolejny, dobry czas edukacyjny. Wnikliwiej spojrzałem na fundusze
europejskie, ale też zauważałem wady proeuropejskich rozwiązań. Nie zgadzałem się z negowaniem energetyki
jądrowej, którą osobiście uważam za bezpieczną. Po rozstaniu z Zielonymi
przystąpiłem do Socjaldemokracji Polskiej. SDPL już wówczas była organizacją
chylącą się ku upadkowi. Na początku nie zauważałem tego. Jednak w końcu
ambicje finansowe pewnych osób doprowadziły do faktycznego upadku tego
ugrupowania, z którym to rozstałem się definitywnie w styczniu 2012 roku.
Stwierdzam, że ta moja „wycieczka” po ww. ugrupowaniach
podyktowana była wyłącznie zaspokojeniem moich własnych ambicji. Nie było to
dobre da Polski, która to winna być najważniejszym dobrem, dla którego warto
się zawsze poświęcić.
Teraz myślę inaczej. Przez lata ukrywałem to moje faktyczne
Ja. Bałem się osądu? Tak. Ale od kilkunastu miesięcy zdaję sobie sprawę z masy
błędów, jakie popełniłem. I dzięki pewnej kobiecie zrozumiałem, że moje życie
mogę zmienić. To jej, której nie wymienię z imienia, czy nazwiska zawdzięczam
moją ostateczną przemianę – a raczej zrzucenie dotychczasowej fałszywej maski. Będę
Jej dozgonnie wdzięczny.
Przepraszam, Nas Polaków za to, co źle czyniłem. I proszę o
wybaczenie.