niedziela, 3 listopada 2013

Rachunek sumienia

Razem z moją deklaracją w dniu dzisiejszym posypały się oskarżenia, że to „głupkowate oświadczenie”, „prymitywna prowokacja” i że takie rzeczy szkodzą Ruchowi Narodowemu.

Nie. Dzisiejsze me oświadczenie jest wynikiem bardzo głębokiej refleksji nad moim dotychczasowym życiem. Szczególnie refleksją nad fundamentalnymi błędami, które popełniłem.

Ale zacznijmy od początku. Będąc młodzieńcem zaliczałem się do grona monarchistów. Z zapałem czytałem „Pro Fide Rege et Lege”. Zetknąłem się z myślami Janusza Korwina-Mikkego. Ale z przyczyn ekonomicznych z nimi się nie zgadzałem. Z drugiej trony nie chciałem mieć nic do czynienia z jakąś „bandą łysawych gości”. Podczas studiów zacząłem tracić zapał, po podjęciu pierwszej pracy jakiekolwiek zaangażowanie polityczne całkowicie ustało.
Drugie zaangażowanie polityczne nastąpiło w 2003 roku. Wstąpiłem do Nowej Lewicy Piotra Ikonowicza. Ceniłem Jego zaangażowanie w pomoc dla biednych ludzi. Niewątpliwie była to dla mnie ważna edukacyjna lekcja – zetknąłem się, poznałem świat naprawdę biednych osób, ściganych przez komorników, czy też „ściganych” przez życiowe błędy. Poznałem wiele ciekawych osób, w tym Daniela Podrzyckiego z Sierpnia 80. Po Antyszczycie w kwietniu 2004 roku nasze drogi rozeszły się.
Nie był to dla mnie czas stracony, choć polityczny wymiar Nowej lewicy nie odpowiadał mi.
W czerwcu 2004 roku przystąpiłem do Zielonych 2004. Przekonała mnie ich polityka transportowa. Nasze drogi rozeszły się w 2007 roku. To była kolejny, dobry czas edukacyjny. Wnikliwiej spojrzałem na fundusze europejskie, ale też zauważałem wady proeuropejskich rozwiązań.  Nie zgadzałem się z negowaniem energetyki jądrowej, którą osobiście uważam za bezpieczną. Po rozstaniu z Zielonymi przystąpiłem do Socjaldemokracji Polskiej. SDPL już wówczas była organizacją chylącą się ku upadkowi. Na początku nie zauważałem tego. Jednak w końcu ambicje finansowe pewnych osób doprowadziły do faktycznego upadku tego ugrupowania, z którym to rozstałem się definitywnie w styczniu 2012 roku.

Stwierdzam, że ta moja „wycieczka” po ww. ugrupowaniach podyktowana była wyłącznie zaspokojeniem moich własnych ambicji. Nie było to dobre da Polski, która to winna być najważniejszym dobrem, dla którego warto się zawsze poświęcić.

Teraz myślę inaczej. Przez lata ukrywałem to moje faktyczne Ja. Bałem się osądu? Tak. Ale od kilkunastu miesięcy zdaję sobie sprawę z masy błędów, jakie popełniłem. I dzięki pewnej kobiecie zrozumiałem, że moje życie mogę zmienić. To jej, której nie wymienię z imienia, czy nazwiska zawdzięczam moją ostateczną przemianę – a raczej zrzucenie dotychczasowej fałszywej maski. Będę Jej dozgonnie wdzięczny.
Przepraszam, Nas Polaków za to, co źle czyniłem. I proszę o wybaczenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz